|
80th Tawerna pod 80tką
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
UKI
Wielki Mistrz
Dołączył: 19 Mar 2011
Posty: 433
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 16 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Kielce
|
Wysłany: Czw 19:16, 22 Mar 2012 Temat postu: NANDAR "Enimillis" |
|
|
NANDAR - Enimillis
( Nandar - „Podarunek”;Enimillis – „Jaśniejąca Gwiazda”)
Urodził się w Roku „Jaśniejącej Gwiazdy”( stąd jego nazwisko/zawołanie), w „Lesie Srebrzystych Liści” 130 mil od miasta Amn, konkretnie w osadzie elfich hodowców koni rasy „Zurano”( małe, wytrzymałe konie do rodowych, elfich wyścigów,domieszka krwi Pegazów), o nazwie „Sandorvall”( „Rozsypane Kły”). Dorastał pod czujnym okiem ojca – Hismaila Tisama, tropiciela, ostatecznie samotnego mściciela i Zabójcy Goblinów. Od niego mały Nandar nauczył się wszystkiego, jak przetrwać w lesie, jak walczyć, jak obłaskawiać dzikie konie, a także jak je hodować. Poznał zasady wyrobu prostych maści i naparów z ziół. Odkrył tajniki natury. Ojciec był wielkim wyznawcą Corellon'a Larethian'a. Nandar poszedł tym tropem.
(Postać ma na ludzkie 35 lat ( a więc nie najmłodszy); jest elfem przeciętnego wzrostu, raczej szczupłym, o jasnych włosach i szlachetnej twarzy. Na niej, podobnie jak i na ciele – (piersi i plecy) – tatuaże z motywami końskich głów – piękne, zgeometryzowane wzory. Ubiera głównie skórzane zbroje, stalowe go zbyt ograniczają w zdolnościach tropicielskich; dobrze strzela z łuku, walczy mieczem, potrafi zgrabnie radzić sobie ze sztyletem i włócznia.)
Zna sztukę kamuflażu, maskowania w lesie i stawiania zasadzek, zastawiania sideł na najróżniejszą zwierzynę.
Po odejściu ojca( ścieżka samotnego zabójcy goblinów; zemsta po śmierci brata Hismaila, niejakiego Elio Gadlenissa) stał się małomówny i polubił samotność. Matka Juviell i siostra Klasim-marinu od zawsze były jakby poza życiem Nandara ( wychowanie przez ojca w samotności, na szlaku)
Ponoć posiada kilka dobrze zamaskowanych kryjówek-czatowni w lasach Amn.
Na obecną chwile Nandar nie posiada konia, zostawił w Sandorvall swego wiernego konia Huf´a, pod opieką matki i siostry. Zawsze gdy może będzie się starał podróżować konno, niezależnie od rodzaju wierzchowca, nie pogardzi i starą chabetą
UWAGA – propozycje dla MG :
1 rozumie mowę koni - „Pomakandu”( słyszy ich myśli, przenika przez naturę zwierzęcia)
2 posiada naszyjnik Ojca - „Dłon Tropiciela Brzasku i Świtu”( z zielonego kamienia – Opal- w kształcie zamkniętej dłoni trzymającej „Księżyc Larethiana”) być może naszyjnik ma jakieś magiczne cechy?
3 Miecz po ojcu – pięknie wykonany elfi miecz długi, „Xavilaris” - należał do dziadka Nandara – Olimanilisa Mundinagvy II
4 Rzeźbiony zestaw runiczny – 44 Kościane Runy Wróżebne – magiczne lub nie.
Tyle ogólnie.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
UKI
Wielki Mistrz
Dołączył: 19 Mar 2011
Posty: 433
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 16 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Kielce
|
Wysłany: Śro 9:08, 30 Sty 2013 Temat postu: |
|
|
Noc była cicha i czarna jak serce Pożeracza. Nawet Brat Księżyc owinął się szczelnie całunem z chmur, wstrzymując oddech na długie godziny. Nandar siedział samotnie na szczycie domostwa, obnażony do pasa, pochylony nad zwojem którego kruchą kartę dociskała Księżycowa Klinga i słój ze śmierdzącą zawartością. Bystre oko skupiło się na ostrzu, na każdym jego detalu, a sprawna dłoń poczęła nanosić na krawędź cuchnącą zawartość pojemnika. Przeorane blizną lico elfa z lekka skrzywiło się od narastających oparów, wytrzymał zaciskając wargi, odmawiając w głowie słowa modlitwy do Najdoskonalszego. Tej nocy był blisko swego Boga, tej nocy zjednoczył się w medytacji z Panem Drzew, a ręka sprawnie nanosiła zieloną maź na stal czystą i gładką niczym tafla Jeziora Molillan-Ess, w jego domu, miejscu do którego tęsknił od dziesięcioleci.
Obtarł spocone czoło, poprawił włosy jasne i cudnie miękkie, a dzieło zostało zakończone. Był gotów, składając dłonie w geście podzięki, uśmiechając się mrocznie ku swemu przeznaczeniu.
Samotny kruk, obcy temu miejscu ja Nandar, zniżył lot i wylądował na rzeźbionym gzymsie powały. Elf spojrzał na wysłannika i zrozumiał jego ptasią mowę. Znał to zwierzę, znał je dobrze. Błyskawicznym ruchem zamknął wieko słoja, pochwycił pałasz i zgrabnie zeskoczył na uliczkę poniżej, na tłusty od brudu kamienny bruk, wprost pod nogi barczystego krasnoluda w tęgim dozbrojeniu. Brodaty wojownik poprawił przewieszony przez ramię korbacz, ciężki, potężny, podobny do sztab ryglujących wrota kopalni. Zagryzł wąsa, splunął i przydeptał.
- Pora na nas, Nandarze. - Chrypa wydobywająca się z gardła wojownika brzmiała dziwnie znajomo. Znali plan, wszak nie czynili tego od dzisiaj. Praca była wymagająca.
Nandar zgrabnie założył lekką kolczugę, dopiął stalowe zatrzaski, bystro rozglądając się po mrocznym zaułku. Robił to zwinni, wprawnie, w pospiechu.
- Gdzie Sharun?
- O Malika nie spytasz? - zapytał z nieukrywaną ironią. Chrypa w gardle z lekka złagodniała.
- Nie muszę - skinął głową w kierunku wąskiego prześwitu pomiędzy budynkami. Wyłoniła się spomiędzy nich postać wysoka i szczupła, ktoś podobny w swej zniszczonej fizjonomii do starca, bynajmniej nie z wieku. Szczelnie otulała go szata przedniej jakości, dająca dużo swobody podczas ruchu, jakże niezbędnego w profesji jaką się parał.
Kruk sfrunął z dachu i miękko wylądował na jego ramieniu, przymilając się i prosząc o łakocie. Nie otrzymał ich, jeszcze nie zasłużył.
- Sharun? - powtórzył Elf. Nie dał po sobie poznać poirytowania.
- Jest na miejscu. - cmoknął Krasnolud, poprawiając wiszącą u pasa kuszę - Od dobrej godziny. Powiedział że będzie na nas czekał. Wiesz jaki on jest. Prędzej przekonam rzekę by zawróciła, niż namówię go do zmiany decyzji. Jak on...
- ...Dułgo jeszcze będziecie flirtować? Zimno mi, to cholerne miejsce jest równie przytulne jak twoje kopalnie, mości Glami.
- Coś rzekła, sucha mordo? Malik, ja zaraz wepchnę ci tego kija do dupy. Zobaczysz jak...
-...Panowie - przerwał Nandar - czas nagli.
Elf nie miał nad nimi przewagi ani w randze, ani w charyzmie, tym bardziej nie był ich przywódcą. Jego słowa wystarczyły by posłuchali. Pierwszy ruszył chudy i wątły Malik, wskazując gestem ręki gdzie ma udać się jego ptasi przyjaciel.
- Mam nadzieję, że to się nam opłaci - dodał w myślach, nasuwając na głowę kaptur magowskiej szaty. Namacał ręką trzy fiolki, następnie upewnił się że ma ze sobą księgę. Wizja złota dodawał mu pokrzepienia.
Wszyscy, bez wyjątku, poczuli nieprzyjemny powiew śmierci. Była ich towarzyszką nie od dzisiaj.
Post został pochwalony 4 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
kudlatyzbik
Administrator
Dołączył: 05 Maj 2007
Posty: 481
Przeczytał: 1 temat
Pomógł: 8 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Kielce
|
Wysłany: Śro 9:49, 30 Sty 2013 Temat postu: |
|
|
BRAWO!
ŚWIETNE !
NO I TEN KLIMACIK!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
White Lion
PrzeMadaFaka
Dołączył: 09 Maj 2007
Posty: 956
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 18 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Kielce
|
Wysłany: Śro 10:23, 30 Sty 2013 Temat postu: |
|
|
nono
z radością poczytam więcej
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
ZjedzBabciKorale
PrzeMadaFaka
Dołączył: 08 Maj 2007
Posty: 701
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 25 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Kielce
|
Wysłany: Śro 11:41, 30 Sty 2013 Temat postu: |
|
|
czadzior, tekst zasługuje na pochwałę, co niniejszym uczyniłem
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
UKI
Wielki Mistrz
Dołączył: 19 Mar 2011
Posty: 433
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 16 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Kielce
|
Wysłany: Śro 11:47, 30 Sty 2013 Temat postu: |
|
|
Danke szyn za pochlebstwa C.D.N.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
arcziangelo
Wielki Mistrz
Dołączył: 06 Maj 2007
Posty: 450
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: ee? ciemno było...
|
Wysłany: Śro 19:50, 30 Sty 2013 Temat postu: |
|
|
w opowiastkach szczególnie fajnioskie jest urywanie sobie zdania przez postacie; w życiu - tym najprostszym i wcale nie najokrutniejszym z okrutnych jakie bają baje - niemożliwym
o Wielki Manitou, Uki w końcu odpalił faję
dołączam tanecznym krokiem kobry:
http://www.youtube.com/watch?v=Y_S93xMn_uo
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
UKI
Wielki Mistrz
Dołączył: 19 Mar 2011
Posty: 433
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 16 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Kielce
|
Wysłany: Pią 17:19, 01 Lut 2013 Temat postu: |
|
|
Ahh, gdybym tylko dysponował czasem, aj gdybym, to niestety pochłania długie minuty z tendencją do godzin, ale nie mówię nie, kto wie co przyniesie Nandarowi jutro
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
UKI
Wielki Mistrz
Dołączył: 19 Mar 2011
Posty: 433
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 16 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Kielce
|
Wysłany: Czw 10:00, 07 Lut 2013 Temat postu: |
|
|
Ostatnie spojrzenie Malika wyrażało tyleż pogardy dla podróżowania w tak podłym i ponurym miejscu, co nadziei że było warto. Złoto Janlala, jakkolwiek brudne i lepkie od kłamstwa, przemocy i szemranych interesów, było mu równie miłe co każde inne. Brał kruszec jakim kruszec był, wyraźnie dążąc, w każdym swym postępku, do powiększania majętności. Miał wielkie plany, inni powiedzieliby że go przerosły. Magia nie jest tanią zabawą, zwłaszcza, że w cenę należy wkalkulować własne życie. Znał konsekwencje, stąpał po cienkim lodzie, jednak pokusa pozwalała zapomnieć, przynajmniej na jakiś czas odsunąć wizje strasznego końca. Samotny człowiek, niezależnie od wrodzonej mądrości i poświęcenia dla sprawy, był tylko obcym śmiertelnikiem w tej niepojętej krainie, pełnej mocy zdolnej wyssać duszę a ciało zamienić z popiół. Wsparł się na drewnianej ladze i odwrócił od zimnego spojrzenia elfa. Niemal to czuł, dotykał w myślach złote krążki, ich zapach mieszał mu w głowie, spychał myśli na zgubne tory. Tak, złoto było pragnieniem jego życia, być może większym niż sama Magia? Postanowił zostawić te rozważania na inną chwilę. Nandar wciąż go obserwował, czujny i skupiony. Czego znowu chciał ten elf? Skąd ten grymas na jego zeszpeconej twarzy? Jemu zawsze coś nie pasowało, komplikował. Wszak spotkanie na obrzeżach Skullportu wypadło pomyślnie, nie dali się zabić i dokonano wymiany. Malika gryzła ciekawość. Pocił się od intensywnych spekulacji i umysłowych analiz. Czym były pieczołowicie strzeżone podarunki Janlala, za które otrzymała od Drowów pokaźną skrzynie kosztowności? Czym przypodobał się władcom wiecznego mroku? Udawał strach, czy też znał ich od dawna, układał się? Spostrzegł kość. Pojedyncza kość leżąca u jego nóg, ledwo trzymająca się kupy, obok której inni przeszli obojętnie. Nie byli jedynymi na tym szlaku bez boga i słońca. Przyjrzał się znalezisku, miało na sobie ślady głęboko zatopionych kłów. Po plecach młodego maga przeszły ciarki i natychmiast dołączył pozostałych. Wszystko szło zgodnie z planem, choć nadal mięli szmat drogi przed sobą.
Glami podrapał się po brodzie. Przystanął, pozwalając wyminąć się janlalowej świcie patałachów, dokładnie tak o nich myślał. Coś było nie tak, miał wrażenie nadciągającej jatki, zupełnie jakby ćma odnalazła w nocy blask pochodni i powoli acz z beznadziejną konsekwencja zbliżała się do niej. Krok za krokiem, oddech za oddechem, trzepot małych skrzydeł za trzepotem. Skalny tunel leniwie wił się ku powierzchni, która gdzieś tam czekała na nich z utęsknieniem. Większą tęsknotą pałali tylko oni, samotni wędrowcy, doborowa eskorta Janlala Szczwane Szkiełko. Krasnolud pozwolił sobie na odrobinę swobody, ściągnął łyk ze swej stalowej menażki, głośno chuchając i krzywiąc się od krystalicznego trunku. Nie był to napitek dla wyczulonego podniebienia, z łatwością mógł wypalić dziury w języku, lub zedrzeć do żywego krtań . Nadawał się, jak to zgrabnie określił Nandar, do luzowania zapieczonych śrub. Glami wyciągnął menażkę w kierunku Elfa, lecz ten odmówił z należytą grzecznością. Trzeba było wiedzieć jak odmawiać brodaczowi, a kto tego nie czynił zbyt łatwo popadał w niełaskę. Malika nie poczęstował, nie chciał go zabić. Dobre kilkanaście kroków z tyłu celowo wlókł się Sharun, czujny i wpatrzony w pomocników Janlala. Milczał. Nie znosił takich typów, ich zakapiorskich mord i poupychanych sztyletów, których ch ostrza umazane były w paskudnych cieczach, gotowych przynieść zgubę największemu nawet wojownikowi. W tym miejscu, mrocznym i zimnym jak grób, spisywali się nad wyraz dobrze. Tu czuli się jak u siebie. Zgrabnie oczyszczali teren, dbając o bezpieczeństwo swego pana i jego ochrony. Jedynie samotny, czarnoskóry mnich zdawał się zupełnie ignorować ich towarzystwo. Przywykł. Liczył kryształowe paciorki długiego różańca, mamrocząc coś pod nosem, raz za razem przykładając pięść do ust i całując ją z nabożnością. Z transu wyrwał go cichy szmer. Stanął i wyprostował się. Ucałował koralik i schował dewocjonalium za pazuchę.
Nandar zauważył to jako pierwszy. Zmysł tropiciela dał mu kilka cennych sekund na reakcję. Inni nie mięli jego szczęścia.
Wszystko zaczęło się nagle, by w zaledwie kilka minut odmienić to miejsce i jego świadków na zawsze. Przedsionek Podmroku upomniał się o daninę z krwi, przynosząc ból i śmierć.
- Na zgniły zad trola - zaklął w myślach Glami. Upuścił menażkę, złapał za korbacz i zamachnął się w kierunku wielkich kleszczy, które z łoskotem wysunęły się z kamiennej ściany, wyrzucając liczne odłamki skały. Pochwyciły a następnie przecięły na dwa nierówne kawałki niskiego złodzieja. Ofiara nie miała prawa się bronić, odebrano jej nawet głos. Osłupiałe, przekrwione oczy, zastygły w bezruchu, na ziemię spadło coś, co zaledwie przypominało istotę człekokształtną . Podskakujące w konwulsjach, rzygające krwią ręce i nogi zdawały się tańczyć bez końca. Inne szczypce dorwały wysokiego wojownika z groźnym półtorakiem i rycerska tarczą. Spróbował wybronić się nastawionym mieczem, wytrenowanymi parowaniami i płynną pracą nóg . Machał nim jednak bardziej jak cepem, przerażony, nie rozumiejąc sytuacji. Jego odcięta głowa poturlała się w dół korytarza. Malik przykucnął i ze wszystkich sił starał się zrobić dwie rzeczy. Po pierwsze nie zwymiotować, zwłaszcza że kawałki mózgu wysokiego poprzyklejały mu się do twarzy, po drugie chciał rzucić czar. Zawahał się. Warunki zdecydowanie nie należały do komfortowych, a on nie miał drugiej szansy. Ze skalnej ściany wyszło coś dużego, pokrytego chitynowym pancerzem, którego tors wieńczyła mała, groteskowa główka zaopatrzona w owadzie czułki. Monstrum potarło kleszczami, zasyczało i odwróciło się w stronę krasnoluda. Dołączyły do niego podobne konstrukty, biologiczne acz podobne do sztucznych golemów.
Nandar zręcznym ruchem nałożył strzałę na cięciwę duergarskiego łuku, kolejną zagryzł w zębach, gotowy zasypać wroga gradem ostrzy. Poznał w swym długim życiu wiele różnych bestii, potrafił je nazwać, opisać środowisko bytowania, sposób żerowania a nawet skuteczną metodę na zabicie. Te by były mu obce, zupełnie jakby pochodziły z innego świata. Kierowała nimi jakaś logika, w niewytłumaczalny sposób koordynowały swe ataki , spychając ofiary na ściany, gdzie czekały zabójcze kleszcze. Nim strzelił za Malikiem zmaterializowała się mała kreatura z szeroko rozdziawioną paszczą, pełną rekinich zębów. Elfi grot ze świstem przeorał zimne powietrze Podmroku, pewnie odnajdując drogę do celu. Szaroniebieski kurczak o fizjonomii mutanta odkleił się od pleców maga, rzucony impetem o kilka metrów w tył. Za późno.
- Aż ty...-syknął Malik, czując jak piekąca ciecz rozchodzi się w jego żyłach po całym organizmie. Zamigotało mu w oczach, obraz rozjechał się jak po solidnym łyku z glamińskiej menażki, laga wypadł z dłoni. Trucizna zadziałała ze zdwojona siłą, człowiek był słaby, chuderlawy, a ślina kreatury przeznaczona była na lepszych siłaczy. Ostatkiem przytomności wyciągnął zza pasa szklaną fiolkę i wypił zawartość. Upadł na kolana i osunął się na bok.
Zanim olbrzymi chrupacz kości dobrał się do flaków Malika, miejsce wokół walczących wypełniła energia kapłańskiej magii. Czar rzucony z pewnej pozycji wypalił w plecach przeciwnika głęboką i paskudną ranę, węgląc chitynowy pancerz, dobierając się do mięsa i krwi. Zaśmierdziało pieczonym. Sharun nie czekał, złożył dłonie w geście błogosławieństwa.
- W imię Silvanusa, na Tron Marahan-kurukh! - krzynknął Nandar, odrzucając łuk i wyciągając z pochwy Księżycową Klingę - gińcie! Zawtórowały mu okrzyki sprzymierzonych, wzywające własnych bogów, ponad które wybijał się ryk krasnoludzkiego gardła.
Tego dnia, w miejscu wieczystej nocy, w kamiennym korytarzu żywych cieni, gdzie odwagę kruszy się niewidzialnym imadłem strachu, grupa istot z powierzchni stawiła czoła potworom z baśni i legend. Stal starła się z kłem i pazurem, a dobra magia rozpaliła swą potęgę wysokim ogniem. Tego dnia przeznaczenie wyciągnęło swe nieśmiertelne dłonie po wybranych.
Malik otworzył oczy. Ledwo widział. Przekręcił pierścień na palcu dłoni, a ten zaświecił delikatnym, błękitnym światłem.
- " Niorri Mahh nan Kan durills" ... - Przybądź na me wezwanie.
Post został pochwalony 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
White Lion
PrzeMadaFaka
Dołączył: 09 Maj 2007
Posty: 956
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 18 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Kielce
|
Wysłany: Czw 10:21, 07 Lut 2013 Temat postu: |
|
|
mniam mniam
zdecydowanie powinieneś pisać opowiadania Uki.
Co prawda widać brak czasu w drobnych zawiłościach składniowych i w słabym akapitowaniu.
Ale jakby ci dano np. 10h tygodniowo bez przeszkód na pisanie... eh to były by cudeńka
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
UKI
Wielki Mistrz
Dołączył: 19 Mar 2011
Posty: 433
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 16 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Kielce
|
Wysłany: Czw 14:45, 07 Lut 2013 Temat postu: |
|
|
Masz racje, spore braki, nawet w zakresie ortografii , ale cóż, smaczki - jak powiedziała ostatnio moja luba, po przeczytaniu części mojej książki, która ujrzy światło dnia zapewne na emeryturze:)
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
kudlatyzbik
Administrator
Dołączył: 05 Maj 2007
Posty: 481
Przeczytał: 1 temat
Pomógł: 8 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Kielce
|
Wysłany: Czw 17:41, 07 Lut 2013 Temat postu: |
|
|
no proszę proszę oby tak dalej a ja poproszę jeden z pierwszych egzemplarzy z dedykacja
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
UKI
Wielki Mistrz
Dołączył: 19 Mar 2011
Posty: 433
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 16 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Kielce
|
Wysłany: Sob 21:24, 09 Lut 2013 Temat postu: |
|
|
- Nalej mi jeszcze jeden kubas, coś mnie suszy - beknął i trzasnął dłonią w powierzchnię wody, rozchlapując pianę poza balię. Rechot ochrypłego gardła wypełnił komnatę. Tym razem zabrzmiał beztrosko, odmiennie od bitewnego wrzasku w jakim zwykł gustować brodacz z dalekich, królewskich kopalni.
Podłoga przypominała sawannę w porze deszczowej, najwidoczniej nikt nie robił z tego problemu. Sharun wyglądał przez wąskie okienko, z którego rozpościerał się przyjemny widoczek na ulicę Waterdeep, której nazwa zupełnie nie kojarzyła się z miłym miejscem w jakie dane im było zawitać tej nocy. Ktoś logicznie myślący nadał jej nazwę "Czarcia". Mało było podobnych kloak, nie licząc portowych mordowni z Południa Wybrzeża Mieczy i kilku spelun z Amn. Delikatnie zamknął jedną z okiennic, bystro przyglądając się przejeżdżającej w dole dwukółce. Woźnica zatrzymał wysłużonego muła pod magazynem z drewnem. Zagadał z odźwiernym, mocno rozzłoszczony. Gestykulował, bredził coś o nadgodzinach. Rzucił wór i odjechał.
- Uważaj - Malik pochwycił ściereczkę i przystawił ją do spodni. Tłusta i brunatna woda skalała jego atłasowy ubiór wprost od najlepszego krawca. Zaklął w duchu, przypominając sobie, że tego materiału nie da się całkowicie czyścić i najpewniej pozostanie brzydka plama. -Fleja - pozwolił sobie na jedno słowo, lecz na usta cisnęły się mocniejsze epitety.
- Daj spokój, kupię ci drugie takie gacie - plasnął w wodę - jak tylko dobrze się schlam, wytrzeźwieję i ponownie się schlam!
Na dodatek wyglądasz w nich jak pajac z cyrku.
- Potrafisz myśleć o czymś innym niż picie wódki, albo ubliżanie kompanom?
- Owszem - Glami podniósł się z balii, obnażając zarośnięte jak borsuk przyrodzenie - mogę też myśleć o piciu spirytusu - białe zębiska krasnoluda ukazały się w całej okazałości. Wygramolił się na zewnątrz wanny tylko po to, by zgarnąć ze stołu kolejną flaszkę.
- Jakim cudem wasza rasa dożywa kilkuset lat? Powinniście umierać na rozpuszczenia żołądka, albo na jedną z tych wielu niezbadanych chorób umysłu. Że też jęzor ci się nie pląta.
-Oj Malik, Malik, mało się znasz na Krasnoludach. Picie nas wzmacnia i konserwuje. Poza tym jesteśmy pokoleniowo przystosowani do osuszania beczek - łyknął i chuchnął- Wy ludzie umieracie na zamartwianie się. Robicie to przez całe, i tak nader krótkie, życie. Ględzicie po próżnicy całymi dniami, smucicie się, załamujecie, a wszystko z wrodzonej skłonności. Ciągle wam mało, a to złota, a to ziemi, tylko podbijacie i podbijacie, jakbyście chcieli tą ziemię żreć!
- Mędrkujesz i filozofujesz ,mości Glami - wtrącił Sharun - lecz musisz przyznać, że bez tych naszych podbojów rozumne rasy ciągle tkwiłyby w jaskiniach, walcząc kijem z wilkami, a ogień rozpalając przez pocieranie patyczków. W moich stronach mało jest kraslonudów, lecz tutaj pełno was jak mrówek w kopcu. Wiesz czemu, Glami?
Oczy brodacza zwęziły się. Nie był do końca pewien, czy słowa smagłego na skórze kapłana to obelga, czy komplement. Przepłukał usta brudną wodą, wypluł za balię i sięgnął po pieczonego kuraka. Zagryzł z rozkoszą. Musiał się wzmocnić.
- Oświeć mnie, bitewny kaznodziejo. Lubisz prawić takie morały.
- Gdyż moje strony, krainy rozpalone Słońcem, usiane kurhanami piasku, to miejsce wyjątkowo nieprzychylne istotom humanoidalnym. Tam liczą się umiejętności radzenia sobie z zabójczym klimatem, zwierzętami czyhającymi by zatruć i zabić. Tam nie ma przyjemnie chłodnych kopalni, wypełnionych złotem i mitrylem - zauważył jak jedna z powiek krasnoluda z lekka unosi się do góry, drga, jak zawsze gdy był czymś zaciekawiony- tam skarbem jest woda.
- Nie rozumiem. Chcesz mi powiedzieć, że boimy się wyzwań? Że nie dalibyśmy rady?
- Chcę ci powiedzieć, że my ludzie inaczej postrzegamy świat. Wy skupiacie się na prostych przyjemnościach, na pilnowaniu własnej sadyby, podczas gdy my wciąż szukamy wyzwań.
- Toż to głupota w czystej postaci. Całe życie w pogoni za takimi wyzwaniami. Na cholerę one komu? Jakby szło o ubicie Trolla, najmniej poćwiartowanie bandy Goblinów, pokiwał bym głową z uznaniem, ale dla ciągłego przebierania nogami? Nosi was, ludzi, jak te bąki na letniej łące.
Nandar uśmiechnął się pod nosem. Wiedział, że sprawy przybiorą ciekawy obrót. Siedział pod dużym, wzorzystym arrasem, oparty o ścianę. Umył się wcześniej, w bardziej kulturalny sposób, na osobności. Sporadycznie zerkał na płomienie trzech świec. Komnatę na piętrze karczmy "Srebrna Misa" wypełniał lekki półmrok. Jasne, mokre włosy swobodnie opadały na szczupłe, acz wyrzeźbione ćwiczeniami ramiona. Pieczołowicie wcierał oliwę w skórzany bandolet na mikstury. Miecze czekały na swoją kolej.
- ...Ja...-urwał na dźwięk pukania. Nagi, ociekający wodą Glami skinął głową w kierunku Nandara, po czym ustawił się obok wejścia z toporem z dłoni.
- Przyniosłem Panom jadło i trunki, z małym podarunkiem od gospodarza. Mogę wejść?
Sharun zamknął drugą okiennicę, podszedł i otworzył solidne, dębowe drzwi. W progu stanął młody chłopak, najwięcej dwunastoletni pomocnik kucharski. Przez chwilę obserwowali się ze wzajemnym zaciekawieniem. Kapłan dostrzegł delikatne rysy twarzy czeladnika, zbyt gładkie i szlachetne jak na proste pochodzenie. Obserwujący gapił się na stalowo -kościany amulet, wyobrażający symbol z mało znanej religii. Nie miał pewności czy ów wysoki pan ma względem ludu dobre czy złe zamiary. Ostatnio w Waterdeep zaroiło się od podobnych dziwaków, przybyłych z odległych krain na święto Tymory. Ten człowiek o smagłej twarzy nie mógł być jej wyznawcą.
- Pieczone udka, półtusza świńska, pieczone warzywa dla pana Elfa i nieco owoców z pobliskich sadów. A to od gospodarza - zza pleców pomagiera wyłonił się inny młodzieniec, wnosząc wiadro wypełnione lodem, z którego sterczała szyjka od butelki -doskonałe, musujące wino.
- A to? - Sharun był już tym obżarstwem znudzony, lecz żołądek Glamiego i Malika rozciągnął się po ostatniej akcji w sposób iście magiczny. Zjedli za trzech, a wciąż marudzili że mało.
Na tacy, pod miedzianą pokrywą, musiał znajdować się jakiś specjał. Zmyślny gospodarz wiedział jak zaostrzać apetyt gości. Tajemniczości owemu daniu dodawał także przystrój, zgrabnie skrojone plasterki egzotycznych cytryn i pomarańczy, oraz pokruszone orzechy Mui.
- Jak miło - mlasnął Malik. Ruszył w kierunku półmiska.
- Panowie życzą sobie coś więcej? - czeladnik miał minę, jakby ktoś rozkazał mu rozebrać się do rosołu i zatańczyć na stole. Nandar wyłowił dziwny tempr głosu, acz nie zareagował, kontynuując polerowanie klingi.
-Nie, to będzie wszystko na dzisiaj. Prosimy dopisać do ogólnego rachunku - Glami zamknął pośpiesznie drzwi, poniekąd zmuszając pomocnika do wyjścia. Przeszkadzał mu w relaksie. Potarł dłońmi, podniósł butelkę utopioną w lodzie i mało zadowolony z za słabego trunku, złapał za kolejnego kuraka.
Jeśli po całej tej sprawie ktoś zapytałby gości jak przebiegła dalsza część wieczora, najpewniej odpowiedzieliby zdawkowo, mało logicznie, skupiając się na najistotniejszej kwestii- wybuchu.
Huk eksplodującej, ogniowej kuli, niemal wydmuchał całe powietrze z komnaty na piętrze. Zmiótł pieczyste, strzaskał butelki i powywracał sprzęty. Glami wpadł do balii i to uratowało mu życie. Grube ścianki miedzianego zbiornika skutecznie zdławiły impet wybuchu, a parująca woda uratował krasnoludowi skórę i zarost. Sharun oderwał się od podłogi jak skoszony łan zboża, poszybował w kurzawie drzazg na ławę, łamiąc ją i kilka swoich kości. Malik, ach on był w najgorszym położeniu. Przypadło mu w udziale podnoszenie pokrywy naczynia. Mina maga dostrzegającego uśpioną kulę ognia na zawsze pozostanie jego słodką tajemnicą. Oberwał najmocniej. Ciało płonące niczym żywa pochodnia z łoskotem uderzyło o ścianę, niemalże wklejając się we wzorzysty arras. Popaliło mu twarz i dłonie, zwęgliło szatę. Nandar miał zaledwie ociupinę więcej szczęścia. Cudem od boga zauważył postać pojawiającą się na balkonie pokoju, ruszył na nią z mieczem w dłoni, prawie czuł jej oddech. Niestety prawie czyni różnicę. Podmuch uderzył go w plecy, stracił równowagę. Ostrze Księżycowej Klingi świsnęło o dobre pół kroku od ciała zamachowca.
Ilu ich było i od kiedy to planowali? Dlaczego tam, na bramie, kiedy wchodzili do miasta, pytania o Sharuna nie popchnęły ich do większej ostrożności? Czy Magowie z Thay upomnieli się o swego zbiega? Po wszystkim absolutnie nikt nie potrafił udzielić odpowiedzi na choćby jedno z nich. Pierwszy raz od dłuższego czasu poczuli się bezradni, mali i oszukani. Zakpiono z nich.
Kapłan podczołgał się do Malika, namacał dłonią jego twarz i skupił myśli na swobodnym przepływie energii. Moc życia przepłynęła wprost z jego serca. Uleczył największe rany. Oblizując spieczone usta na wpół suchym językiem przypomniał sobie jeden mały szczegół, coś, co na swoją zgubę zlekceważył. Włosy młodego czeladnika od kucharza pachniały lawendą i wanilią. Paznokcie miał czyste i zadbane. Żaden służący, nigdzie indziej na tym świecie, nie mógł tak wyglądać.
Post został pochwalony 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
ZjedzBabciKorale
PrzeMadaFaka
Dołączył: 08 Maj 2007
Posty: 701
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 25 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Kielce
|
Wysłany: Nie 7:58, 10 Lut 2013 Temat postu: |
|
|
no no, nie zdążyłem pochwalić poprzedniego a tu już następne
bravo, molto bene
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
kudlatyzbik
Administrator
Dołączył: 05 Maj 2007
Posty: 481
Przeczytał: 1 temat
Pomógł: 8 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Kielce
|
Wysłany: Wto 12:49, 12 Lut 2013 Temat postu: |
|
|
chyba sie bede powtarzał GENIALNE Glami chce wiecej ...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|